Niczego nie żałuję. (…) Od początku byłam stworzona do wielkich rzeczy i teraz przychodzi zapłacić za nie cenę. Wiem jednak, że historia o mnie nie zapomni. Dziesiątki dziennikarzy właśnie piszą relacje z procesu, notują każdy mój ruch oraz gest. Podnoszę wyżej podbródek i delikatnie się uśmiecham. Już nie muszę grać. Wszystko niebawem będzie skończone, choć nie wiem jedynie, w jaki sposób.
Ilse Koch – komendantowa obozu KL Buchenwald, sadystka, wiedźma, psychopatka. Czasy wojny, które zawsze rządzą się swoimi prawami, a raczej ich brakiem, pozwalały wyzwolić w człowieku jego najmroczniejsze instynkty i potrzeby. Obnażały pokłady niezaspokojonego poczucia swojej wyjątkowości i wyższości wobec „zwykłych” zjadaczy chleba. Umysły psychopatyczne znajdowały w nich okazję do bezkarnego realizowania własnych fantazji. Mimo, że wielu z nich zostało osądzonych i skazanych, to ma się wrażenie, że dla osób takich jak Ilse Koch, kara była czymś, co nie mieściło się w ich systemie wartości.
Co miesiąc prosto z Portugalii sprowadzanych jest dla mnie klika skrzyń wypełnionych butelkami. Uwielbiam kąpać się w winie, o ile Heloise zadba by miało odpowiednią temperaturę. Musi zostać podgrzane dokładnie do trzydziestu pięciu stopni, co zdaniem doktora Hovena najlepiej robi na ciało. Wchodzę do wanny i zanurzam się w maderze cała.
Ilse Koch żyła w poczuciu, że jest kimś wyjątkowym i zasługuje na rzeczy luksusowe i oryginalne. Dopuszczała się niewyobrażalnych czynów, aby realizować swoje najśmielsze marzenia i pomysły. A wszystko w ramach rozrywki, zabawy, rywalizacji. Inny człowiek był dla niej jedynie narzędziem i „materiałem”, których mogła użyć. Nie było zasad, sprzeciwu ani ograniczeń. A konsekwencje? Takowych w ogóle chyba nie brała pod uwagę. Bo przecież takich ludzi jak ona i jej mąż świat zawsze będzie pożądał …
Wytykanie palcami nie robi na mnie żadnego wrażenia. Plucie i przeklinanie również. Robią to ludzie, którzy niegdyś mogli służyć za podnóżek, za rozrywkę i za sposób na rozładowanie frustracji. Służący. Więźniowie. Przegrani. Ja nigdy nie będę przegrana, o ile zdołam wysoko unieść podbródek i zaśmiać się im w twarz.
„Najważniejszy cel to dożyć do swojej śmierci” – najważniejszym celem Ilse Koch było nie tyle dożyć, co przeżyć swoje życie tak, aby zostało zapamiętane. Popełniając samobójstwo sama także zdecydowała, kiedy to życie zakończyć i na jakich warunkach. Zawsze jej własnych. Czy wojna wyzwoliła w niej to, co zawsze w niej tkwiło i potrzebowało jedynie odpowiednich okoliczności, aby wydostać się na światło dzienne? Czy wojna niejako była przyzwoleniem i nauczycielem zła? Oby świat nigdy już nie wznowił takich lekcji.