Czasami coś się takiego dzieje, że nie wiesz, gdzie dół, a gdzie góra, a potem człowiek ani się obejrzy i już sobie nie wyobraża, że w ogóle mogłoby być inaczej.
Do etapu zaakceptowania niespodziewanych zmian życiowych wiedzie niestety długa droga. A jeśli mowa o tych „ostatecznych”, po których pustkę w sercu trudno wypełnić inną obecnością, musimy pokonać góry, lasy, rzeki i morze wylanych łez. Od pytań typu „Jak wy możecie sobie tak żartować?”, przez szukanie przyczyn, winnych i innych wytłumaczeń, dochodzimy do momentu względnego pogodzenia się z rzeczywistością. A co jeśli nieboszczyk jest jakby bardziej żywy niż martwy, czyli taki jakby „ze skomplikowanym statusem” osobowym? Czy wtedy też przysługuje nam okres zwany żałobą, czy może w takich okolicznościach raczej nie wypada? Wtedy to jest po prostu „mała draka”.
Powrót do domu to nie jest poddanie się, słyszysz? Powrót do domu, do dobrego domu to jak… jak wetknięcie wtyczki do kontaktu, żeby się naładować na nowo. Od tego jest dom, na litość boską!
Stare Deszczno – czy w miasteczku o takiej nazwie można chcieć spędzić całe swoje życie? Tutaj przecież nic się nie zmienia, wszystko jest, nomen omen, stare. Może i znajome, ale jednak trochę jakby monotonne. Te same sklepy, te same atrakcje w postaci kopca i stodoły, te same uliczki i domy – jednym słowem, nuda. Zero perspektyw, żadnych sensacji, brak widoków na zmiany. Ale… trzeba uważać czego sobie życzymy, bo owe pragnienia mogą się spełnić, tylko w trochę inny sposób niż sobie je wyobrażaliśmy. A powrót do domu, który Sława Żmijan uważa za swoją życiową porażkę, okazuje się takim, po którym akumulatory ładują się szybciej niżby chciała, a źródłem energii są… babcie. Niekoniecznie wszystkie w swojej „najcieplejszej” odsłonie. Czy w takim przypadku można mieć czas na jakiekolwiek opłakiwania, godzenia się ze śmiercią? Total-nie!
Przecież zaraz nam stuknie trzydzieści lat, a mam wrażenie, że myśmy jeszcze nawet nie zaczęli właściwego życia, tylko ciągle przechodzimy jakiś porąbany tutorial i próbujemy odblokować pierwszy poziom tej gry w dorosłość. I wciąż nie rozgryźliśmy, do czego właściwie służy połowa guzików na padzie.
Sława Żmijan, Kristal Lebioda i Bambi – trójka znajomych z piaskownicy, z tej samej fińskiej dzielnicy i w dodatku ze współdzielonymi babciami. I tak jak one, pomimo różnych zawirowań życiowych, mogą nazywać siebie przyjaciółmi. Każdy z nich pragnie być szczęśliwym na swój własny sposób, ale tylko jakby jednemu z nich udaje się osiągnąć ten stan. Dlaczego? W tym właśnie tkwi problem – nikt nie zna recepty na szczęście. Ale ich babcie tak jakby rozgryzły tę tajemnicę, tylko w ogóle nie są świadome swoich ogromnych mocy lub po prostu nie zawracają sobie głowy poszukiwaniem ich źródła. Przecież „to wszystko z dobroci serca” , a jeśli ich ukochane wnuki na tym korzystają, to w końcu o to chodzi! Nie ma co roztrząsać. Najgorzej, kiedy to, co dodawało energii życiowej, zaczyna ją odbierać, a kochane dzieci postanawiają powęszyć. W końcu to, co dzieje się w Starym Deszcznie jest jednak zbyt dziwne, aby przejść nad tym do porządku dziennego. Wtedy trzeba właśnie połączyć wewnętrzną siłę, super optymizm i potęgę umysłu, aby rozwiązać zagadkę. I podzielić się tym szczęściem. Total-tak!
– Ale wtedy ludzie tutaj przestaną być szczęśliwi – zauważyłam. – Nie, nie przestaną być szczęśliwi. Przestaną mieć szczęście. A to nie jest to samo.
Każdy człowiek ma prawo do tego, aby być szczęśliwym. Każdy może uważać za szczęście coś zupełnie innego. Szczęście nie ma ograniczeń, tych samych definicji, a wręcz trudno często ubrać je w słowa. Chcielibyśmy czasem posiadać magiczną różdżkę, złotą rybkę czy fińską babcię, które spełniałyby nasze życzenia lub stanowiły talizman, który przynosi szczęście. A co jeśli się zgubi? A co jeśli nasz apetyt na „więcej” skończy się niestrawnością? Nie warto polegać na rzeczach, ale na ludziach. Trzeba wierzyć, że babcina magia działa dotąd, dopóki samy wierzymy w jej istnienie i powodzenie. Szczęście każdy nosi w sobie, ale nie wszyscy potrafią je dostrzec, docenić lub zauważyć.
„Chrzanić czary, to nie one, to ty, Bambi, TY jesteś jednym wielkim czarem! Rozumiesz? TY! Nikt ci tego nie odbierze.” – dbajmy o swoje szczęście, aby się na nas nie obraziło i nie uciekło. A jeśli potrzebujemy sobie o nim przypomnieć i poszukać jego źródła, zajrzyjmy do Starego Deszczna. Tylko tutaj „mała draka w fińskiej dzielnicy” może przerodzić się w wielką dawkę pozytywnej energii, a wszystkie czarne myśli dają dra(pa)ka. A potem „już sobie nie wyobraża[my], że w ogóle mogłoby być inaczej”.
Gorąco polecam.
*Cytaty pochodzą z książki Marta Kisiel, Mała draka w fińskiej dzielnicy, Wydawnictwo Mięta, 2024