Cała się trzęsłam. Nie każdego dnia człowiek zostawał mordercą. Pewnie z czasem można się przyzwyczaić, ale dla mnie w tym momencie była to spora zmiana.
Co charakteryzuje miejsce zwane domem spokojnej starości? Spokój, cisza i błogie lenistwo czy raczej gwar, hałas i codzienna aktywność? Choć nazwa sugerowałaby tę pierwszą opcję, to jednak zdarza się i tak, że taki dom mógłby konkurować co najmniej z przedszkolem, jeśli chodzi o żywiołowość, pomysłowość i potrzebę sprawiania… kłopotów. I to właśnie w takim przybytku przyszło mieszkać pewnej pani Sabince, panu Antoniemu, no i oczywiście Bożence Kowalskiej.
Tu nie jest tak źle. Warunki nie są najgorsze, jest opieka, zajęcia, towarzystwo. Są tacy, którzy wzięliby to w ciemno. Ale pani ma w oczach jakiś smutek. (…) Musi pani przezwyciężyć trudności. Na pewno się pani uda. Proszę się nie poddawać. Jeżeli będzie pani potrzebować rozmowy, chętnie służę. Naprawdę mogę pomóc.
Kiedy nagle umiera pani Bożenka, a jej ciało znika w niewyjaśnionych okolicznościach, Pani Sabinka nie może przejść nad tym do porządku dziennego. A kiedy znajduje sprzymierzeńca i wspólnie z panem Antonim postanawiają przeprowadzić śledztwo, dom spokojnej starości zmienia się w pole minowe, na którym natknąć się można nie na bombę, ale na wybuchowego staruszka. W końcu coś musi być nie tak, jeśli znikają pensjonariusze, a wszystko owiane jest nutką tajemnicy. Co odkryje Sabina i Antoni? Czy w aferę zamieszani są pracownicy, a może współmieszkańcy? I do czego ucieknie się nasza para detektywów, aby poznać prawdę?
Zawsze myślałem, że w pewnym wieku nie da się już zakochać, ale ona tak na mnie patrzyła, a takim błyskiem w oku, że w końcu uwierzyłem, że jednak można. Czy żałuję? Nie wiem. Chyba nie. Czuję się trochę oszukany. Miałem tak wiele i zostało mi to odebrane. Czuje jedynie ogromną pustkę po tym, co było takie silne, ważne, szczere, otwarte, prawdziwe…
Wiadomo już, że w domu spokojnej starości owego spokoju jest jak na lekarstwo, a jego mieszkańcy nadal chcą intensywnie żyć, marzyć i rozwiązywać zagadki. Choć wydawać by się mogło, że niewiele im do szczęścia potrzeba, a uprzykrzanie życia innym stanowi świetną rozrywkę, to jednak głęboko w środku każdy z nich tęskni za bliskością. Samotność to niestety często drugie imię starości. Nawet w domu pełnym ludzi można czuć się wyobcowanym. „Boże, nawet nie wiedziałam, jaką miałam zwierzęcą tęskonotę za bliskością.” Myślę, że złączenie sił w próbie rozwiązania tajemnicy zniknięcia Bożenki Kowalskiej, stanowi potrzebę przebywania z drugim człowiekiem, chęć do rozmowy i dowodu, że jednak ma się jeszcze po co żyć.
Komedia kryminalna Jacka Galińskiego to dosyć przerysowany portret osób w starszym wieku, którym przyszło żyć w domu spokojnej starości. Ich zachowania często przypominają te dziecięce, które zasługują na karę i zadośćuczynienie. Ich przygody wydają się być ostatnią deską ratunku, aby udowodnić sobie swoją godność, która w obecnym miejscu zamieszkania jest tłamszona, lekceważona i wystawiana na próbę. Wiadomo, że komedia rządzi się swoimi prawami i wyolbrzymianie często stanowi jej nieodłączną część, ale dla mnie w tej opowieści jest go za dużo. Czytając, chyba bardziej współczułam bohaterom niż śmiałam się z ich poczynań. To książka, która nie znajdzie zwolenników wśród wszystkich czytających. W końcu każdy z nas ma inne poczucie humoru. Moje niestety nie zawsze zgrywało się z tym, które posiada autor.
*Cytaty pochodzą z książki Jacek Galiński, Czwarte sikanie Bożenki Kowalskiej, Wydawnictwo Znak, 2024