Moja matka zawsze mówiła: Nie ma lotosu bez błota. Wiesz, co to znaczy? (…) Że dobro może wyrosnąć z trudności. Przeciwności mogą przerodzić się w triumf.
Cywilizacje, różnobarwne kultury, minione wieki i światy, których już nie ma – każdy z nich opierał się na zasadach, które ktoś wyznaczył, rozpowszechnił, a pozostali stopniowo je przyjęli i uznali za swoje. Również dzisiaj nie istnieje społeczeństwo bez norm społecznych, kulturowych czy obyczajowych. Można by powiedzieć, że są one niezbędne, aby ludzie mogli żyć razem i kierować się ogólnie przyjętymi zasadami współżycia. Jednakże, nie jesteśmy w stanie wyeliminować tych, którzy myślą inaczej i buntują się przeciwko istniejącym regułom. Czy to znaczy, że nasz świat jest niedoskonały i trzeba go zmienić? Nie. Należy przyzwyczaić się do faktu, iż zawsze będą żyli ludzie, którzy czują inaczej czy myślą w odmienny sposób. I, jeśli nie stanowią dla innych zagrożenia, należy im na to po prostu pozwolić. Problem natomiast pojawia się wtedy, kiedy otaczający nas świat nie pozwala na indywidualizm i odstępstwa od normy. Takim właśnie miejscem były Chiny za czasów panowania dynastii Ming.
Zwierzęta i kobiety są własnością mężczyzny. My, kobiety, istniejemy po to, żeby dawać mężczyznom potomstwo, karmić ich, ubierać i zabawiać. Nigdy o tym nie zapominaj.
Tradycje, obrzędy i przesądy – to właśnie ich w piętnastowiecznych Chinach było najwięcej. Hermetyczny świat, w którym każdy miał wyznaczone miejsce, swoje zadania i obowiązki. Nie istniało właściwie coś takiego jak spontaniczność, własne upodobania i potrzeby, zabawa czy rozrywka. A już na pewno nie miały ich kobiety, szczególnie te dobrze urodzone. Bogate, a jednak zamknięte w złotej klatce. Bezpieczne, a jednak samotne i zdane na łaskę ojców, mężów, teściowych. Ich jedynym celem życiowym było urodzenie męskiego potomka, opieka nad dziećmi, domem oraz bezwzględne posłuszeństwo. Piękny i kolorowy świat, pełen tradycji przekazywanych z pokolenia na pokolenie, a mimo to, tak pozbawiony radości. To właśnie w nim przyszło żyć Tan Yunxian, dziewczynce, która zdołała podporządkować się wszystkim regułom, ale mimo wszystko dała sobie przyzwolenia na to, aby realizować ukryte marzenia. Akceptując rolę, jaką przyszło jej wypełniać, zdołała dołączyć swoje osobiste hakuna matata do ślepego podążania za tradycją . Osiągnęła w ten sposób pozycję kobiety, która wie, jak poruszać się w świecie rządzonym przez mężczyzn, ale nie wierzy bezkrytycznie we wszystko, co oni wymyślili. I stała się lekarką.
W życiu i medycynie zawsze powracamy do zagadnienia harmonii i dysharmonii. (…) Jin i jang są zawsze w ruchu, wzajemnie się wspierają i przekształcają.
Historię Yunxian czyta się niczym bajkę, bo opisuje świat, który tak bardzo różni się tego, jaki znamy dziś. Odczuwamy pewien stopień odrealnienia i nierzeczywistości. Nie dowierzamy, że można było kiedyś tak żyć – podzielić świat na ten, który zamieszkują kobiety i ten, w którym przebywają mężczyźni, a jedynym łącznikiem są dzieci oraz przestrzeganie zasad i tradycji. Nie potrafimy wręcz zaakceptować świata, w którym kobiety umierają podczas porodu, bo lekarz leczy je na odległość. Uznajemy za absurdalny wymysł, aby winić położną za to, że podczas jej pracy umiera zbyt dużo dzieci. Tym podobnych sytuacji jest całe mnóstwo i dominującym uczuciem podczas lektury staje się współczucie. Nasze wewnętrzne ja burzy się wobec świata, w którym kobiety nie miały właściwie nic do powiedzenia. Z drugiej strony, obserwujemy Yunxian i nie dostrzegamy w niej zbyt wiele buntu czy cierpienia z powodu otaczającej ją rzeczywistości. Ona uznaje ją za całkowicie normalną. Do cierpienia i ogromnej samotności dociera dopiero, kiedy nie może rozwijać swojej pasji leczenia i pomagania kobietom.
Mówimy, że wielka radość rodzi smutek, ale czy nie mogłybyśmy spojrzeć na to odwrotnie i powiedzieć, że skrajne przeciwności losu mogą dać początek szczęściu?
Od dziewczynki, która straciła matkę w wieku ośmiu lat, ale zyskała cudowną przewodniczkę w osobie swojej babci. Od dziewczyny posłusznej i przestrzegającej absolutnie wszystkich zasad, po kobietę, która sama te zasady wyznacza. Od kobiety, która uczyła się, jak wsłuchiwać się w ludzki organizm, po lekarkę, która zyskała niemalże męski status w tym zawodzie. Taka była droga Tan Yunxian w świecie, który teoretycznie nie pozwalał kobiecie na tak wielką karierę. Ale nie ma lotosu bez błota – szczęście często łączy się z ogromną pracą i poświęceniem. Ale także z miłością do drugiego człowieka.
Gorąco polecam tę jakże inną opowieść ze świata, którego już nie ma, a który tak bardzo zadziwia i oszałamia. Jest niczym baśń – wśród przyjaciół i wrogów zawsze docieramy do morału, który zmusza do myślenia i wyciągania wniosków. „Krąg kobiet pani Tan” naprawdę potrafi wciągnąć w wir wydarzeń i zakręcić naszą wiedzą na temat świata.
*Wszystkie cytaty pochodzą z książki Lisa See, Krąg kobiet pani Tan, Wydawnictwo Filia, 2025