Region ten był domem dla wielu znanych przedsiębiorców i intelektualistów (…) Społeczność drohobycka była mieszana. Żydzi stanowili najliczniejszą grupę (…) W międzywojennej Polsce podobne (i dość często spotykane) miejscowości nazywano tyglem narodów. W nich obok siebie i razem ze sobą żyli Polacy, Ukraińcy i Żydzi.

Drohobycz był przykładem miejsca, w którym szacunek i tolerancja dla drugiego człowieka była czymś naturalnym. Bez względu na narodowość czy wyznanie, liczyło się po prostu człowieczeństwo. Aż znalazł się ktoś, kto stwierdził, że dobro należy zamienić w nienawiść, bo inni mają większe prawo, aby nazywać się człowiekiem. Drohobycz zamienił się z tygla narodów w zwykły garnek, który ktoś przypalił i wyrzucił to, co nie nadawało się do użycia. Stał się świadkiem okrucieństwa, bestialstwa i upadku świata jaki istniał.

Sława z Izkiem nie należeli do żadnej organizacji. Podkreślała, że jedynym motywem działania, za które groziła kara śmierci, była życzliwość dla ludzi.

Nie bez powodu należy podkreślić jeszcze raz, iż Drohobycz był miastem przyjaznym dla każdego. Wartości takie jak życzliwość, akceptacja czy bezinteresowna pomoc były jakby zakorzenione w umysłach jego mieszkańców. Nawet ci, którzy przeprowadzali się z innych miast, nabywali jakby ową pozytywną energię. A ta z kolei była chyba tak silna, że nawet w obliczu wojny i ogromnego strachu pozostała przynajmniej w sercach niektórych mieszkańców. Z całą pewnością obdarzeni nią byli Sława i Izydor Wołosiańscy, którzy z narażeniem życia ukrywali ludzi narodowości żydowskiej w piwnicy własnego domu. Uratowali tak 39 istnień, a to z kolei przyczyniło się do narodzin wielu przyszłych pokoleń. Niektórzy nazwaliby to szaleństwem, a Sława twierdziła, że „[m]oże to moja metoda na życie. Nie planowaliśmy tego. Zrobiliśmy to, bo potrzebowali pomocy.”

Wytrwałam dwadzieścia dwa miesiące, załamałam się dopiero po wojnie, kiedy to niesamowite napięcie zniknęło.

Zwykle mówi się o wielkich czynach, jego konsekwencjach i tych, którzy zostali uratowani. Docenia się bohaterskie czyny, odwagę i niezłomność. Rzadko wspomina się jednak o tym, co działo się później, co przeżywali po wojnie ludzie zaangażowani w pomoc i jak wielkie piętno odcisnęła na nich ich przeszłość. Bo gdy przemijają wzniosłe słowa, gdy można już odetchnąć i poczuć się bezpiecznie, wtedy dopiero demony zaczynają wychodzić z ukrycia i zaczyna się kolejna walka o własne zdrowie psychiczne. Sława i Izydor dokonali czegoś niesamowitego, ale takie wyczyny zawsze pozostawiają po sobie ślad. Jak niezwykła pozostaje jednak myśl, że niemalże wszyscy ocaleni utrzymywali później z nimi kontakt.

Nie wracała do tych wspomnień. Zaczęła mówić dopiero (…) kiedy wszyscy oskarżali Polaków o antysemityzm (…) Nie chciała być doceniana tylko z powodu tego, co zrobiła, ale za to, kim jest teraz.

Sława przez całe swoje życie pozostała sobą. Nigdy nie zatraciła swej życzliwości i miłości do ludzi. Wiele podróżowała, a to za sprawą ludzi, których uratowała. Wiedziała, co się u kogo dzieje, bo oni sami zapraszali ją do siebie, czyli głównie do Izraela. Chcieli nie tylko wyrazić swoją wdzięczność, ale przebywać z kimś, kto zawsze emanuje dobrocią. To dzięki niej, nawet jej córka i wnuczka twierdziły, że miały wielką polsko-żydowską rodzinę. Założono Fundację imienia Sławy i Izka Wołosiańskich, a „historia Sławy i Izka pomaga nam się nie poddawać.” Sława otrzymała dyplom Sprawiedliwej wśród Narodów Świata. Najpiękniejsze jest jednak to, że ich potomkowie odziedziczyli gen pomagania ludziom i po dziś dzień troszczą się o tych, którzy z jakiś powodów musieli opuścić swój rodzinny kraj.

To nasze wielkie szczęście. Dar miłości przekazany całej rodzinie przez Sławę i Izka.

Katarzyna Skopiec, jako wnuczka Wołosiańskich, spisała historię swoich dziadków, aby ocalić ją od zapomnienia. Niewielu ją zna i niewielu wie, co wydarzyło się w Drohobyczu. Lektura książki nie jest łatwa, ze względu na jej dosyć „suchy” sposób napisania oraz mnogość dat, nazwisk i wydarzeń. Jednakże, całościowy wydźwięk jest przejmujący i niezwykle ciekawy. To książka dla tych, którzy lubią nieco reportażowy sposób przekazywania historii i nie oczekują wzniosłego i emocjonalnego języka. Niemniej warta polecenia.

*Wszystkie cytaty pochodzą z książki Ocaleni z Drohobycza, Katarzyna Skopiec, Wydawnictwo Novae Res, 2025