Straszna to doprawdy rzecz, gdy w tej samej rodzinie, w tym samym domu ludzie nie potrafią ze sobą normalnie rozmawiać i szczerze wyznać, co ich boli.
Początki bywają trudne. Kiedy życie oczekuje od nas zmian, czy to związanych z pracą, szkołą, miejscem zamieszkania lub innym mniej lub bardziej rewolucyjnym wydarzeniem, każdy odczuwa jakieś emocje. Niektórzy cieszą się nowymi wyzwaniami, inni obawiają się przyszłości, ale chyba nikt nie pozostaje obojętny wobec zmieniającej się rzeczywistości. Faktem jest, że nikt nie wie, co będzie dalej, jak potoczy się nasze życie i może najlepiej, aby wszystko pozostało po staremu? Tylko w wielu przypadkach jest to absolutnie niemożliwe, bo życie nie lubi stagnacji i gna do przodu czy tego chcemy czy nie. Najgorzej zaś, kiedy nowe realia nas przytłaczają i wtedy pojawia się coś, co nazwalibyśmy po prostu samotnością.
Książki, spacery i moje elfy – to mi wystarczało, lecz z drugiej strony czyniło zupełnie obojętną na jakiekolwiek wieści z realnego świata. Ten realny świat był w moim przekonaniu wrogi, nic dobrego mnie stamtąd nie spotkało i spotkać nie mogło.
Zalesice, posiadłość rodziny Zalewskich, która w latach sześćdziesiątych XIX wieku mogła poszczycić się mianem dobrze prosperującej rodowej siedziby. Wraz z parkiem, polami, ogrodami i zabudowaniami gospodarczymi stanowiła dumę Marii Zalewskiej, najstarszej dziedziczki dworu. Niestety w tym przekonaniu była osamotniona, poza swoim wnukiem Romanem i wnuczką Amelią. Tak jak sporne było podejście do posiadłości, tak i rodzinne relacje pozostawiały wiele do życzenia. Inne gusta, inne oczekiwania, a pomiędzy nimi tajemnice z przeszłości i niecne uczynki teraźniejszości. Czy w takiej atmosferze można być szczęśliwym, czy można liczyć na życzliwość i zrozumienie? Trudno żyje się w domu, w którym każdy ma swoje własne, skryte marzenia i nie dzieli się nimi z krewnymi. Jedyną bronią pozostaje wtedy ucieczka, ta w inne miejsca i w inne rejony własnego umysłu.
Czy tak już będzie zawsze, że ich rozmowy będą dotyczyły różnych mniej lub bardziej ważnych spraw, lecz nie tego, co boli, co uwiera, co stoi kością w gardle?
Kiedy w dworku pojawia się nowa guwernantka, panna Magdalena Biłowicz, najpierw wydaje się, że nie będzie pasowała do miejsca, które w końcu przewyższa rangą jej dotychczasowy dom. Co taka panna jak ona, pochodząca z kupieckiej rodziny, ma do zaoferowania bogatej rodzinie szlacheckiej, oprócz oczywiście umiejętności nauczycielskich? Guwernantki traktowane były w owych czasach niemalże na równi z inną służbą i niewiele miały do powiedzenia w innych sprawach poza edukacyjnymi. Ostrzeżona przez inne panie piastujące podobne stanowiska, Magdalena nie zamierza spoufalać się z członkami rodziny, szczególnie jej męskiej części. Okazuje się, że jej chłodny dystans, zamknięcie w sobie i raczej obojętna twarz, idealnie wpasowuje się w nastrój, jaki panuje w Zalesicach. W końcu to tam każdy chodzi własnymi drogami i skrywa swoje myśli i czyny. Przeszłość zaś panny Biłowicz jest równie pogmatwana i bolesna.
Własny dom to podstawa. Bez korzeni umrzemy jak chore lub ścięte drzewa.
Pomimo tych wszystkich różnic charakterów, oczekiwań i marzeń, każdy z naszych bohaterów potrzebuje miejsca, do którego chciałby wracać, które definiowałoby ich przynależność. Wydawałoby się, że większość z nich za nic ma rodzinny dom, ale to własnie on mów nam skąd nas wiedzie droga. Można go kochać, można go nienawidzić, ale warto wiedzieć jakie są nasze korzenie. Choćby po to, aby móc zdecydować czy chcemy nadal wrastać nimi w ziemię, czy jednak wyrwać z gleby i podążyć własną drogą. A kiedy kraj pogrąża się w widmie kolejnego powstania i trzeba opowiedzieć się, po której jest się stronie, wtedy dom rodzinny stanowi ostoję bezpieczeństwa. Najtrudniej mają zaś ci, którzy nie chcą do niego wracać lub z premedytacja uciekają w poszukiwania lepszego życia. Tylko czy rzeczywistość zdoła dorównać ich wyobrażeniom?
Babka Maria mawiała, że nie przesadza się starych drzew. Ja dopowiadam w duchu, że niektórych młodych drzew także nie powinno się ruszać, bo i one – podobnie jak te stare – nie przyjmą się w nowej glebie.
Początki bywają trudne. Tylko czy muszą koniecznie definiować nas na resztę życia? W końcu to tylko pierwszy etap na drodze zmian. Nieważne czy to początek drogi ku dorosłości czy ku innemu życiu, chyba warto walczyć o to, aby kolejny krok okazał się łatwiejszy, lepszy, po prostu inny. Zarówno członkowie rodziny Zalewskich, jak i historia Magdaleny Biłowicz pokazują, jak wiele odbiera nam zamknięcie się na drugiego człowieka, a pochodzenie nie ma tutaj nic do rzeczy. Samotność każdego z nich, mimo że przecież mają wokół siebie mnóstwo ludzi, miejscami zapiera dech w piersiach. Pogrążeni we własnych ponurych myślach lub zdecydowani trwać uparcie w swoich przekonaniach, nie zauważają, że nadciąga znacznie poważniejsze zagrożenie z zewnątrz, które może uniemożliwić dojście do porozumienia. Z innymi, jak i z samym sobą.
Pierwsza część sagi „Dziedzictwo elfów” wprowadza nas w jakże intrygujący świat życiowych rozterek. Na tle rodzącego się buntu społecznego wobec rosyjskiego zaborcy, obserwujemy nieśmiałe początki sprzeciwu bohaterów wobec własnego losu. Czy uda im się dokonać dobrych wyborów? Odpowiedzi na te pytania udzieli nam tom drugi, a przynajmniej na niektóre z nich.
Gorąco polecam
*Wszystkie cytaty pochodzą z książki Dziedzictwo elfów. Tom 1, Agnieszka Janiszewska, Wydawnictwo Zaczytani, 2025