Czasami człowiek jest w bardzo toksycznej relacji i nie zdaje sobie z tego sprawy.
Włoski temperament, niemiecka dokładność i polska fantazja – czy istnieje siła, która zdołałaby połączyć taką mieszankę narodowości i charakterów? Mogłoby się wydawać, że taki pomysł jest od razu skazany na porażkę. A jednak… pewna para postanowiła stawić temu czoła i uznała ślub w Toskanii za wyśmienity i idealny pomysł, aby powiedzieć sakramentalne „tak”. Wszystko potoczyłoby się pewnie jak w bajce, ale niestety owa opowieść postanowiła zmienić swoje zwyczajowe zakończenie i zamieniła księcia w obrzydłą żabę. I tak nasz „toskański ślub” stał się „toksycznym ślubem”, a to już zupełnie inna bajka.
Zakochałam się w niej [suknia ślubna] od pierwszego wejrzenia. Czułam się w niej jak księżniczka z bajki. Najwyraźniej nie dla każdego przeznaczone są szczęśliwe zakończenia.
Każda zmiana w długo przygotowywanym planie powoduje niezadowolenie i wprowadza chaos. Wszystko trzeba przeanalizować od nowa, dostosować się do warunków i liczyć na to, że finał okaże się zadowalający. Kiedy w idealnym grafiku Moniki i Lukasa zaczynają pojawiać się nieprzewidziane komplikacje, nawet najlepszy strateg miałby problem doprowadzić go do szczęśliwego zakończenia. Pytaniem jest, co stanowiło przyczynę i jak logicznie wytłumaczyć zaistniałe okoliczności. A co, jeśli ludzie, którym ufało się najbardziej na świecie, są we wszystko zamieszani, a obietnice okazują się pustymi frazesami? Fakt, że otacza nas kłamstwo, a rycerz na białym koniu powinien trafić pod wieżę z zupełnie innego powodu, potrafi bardzo skutecznie pozbawić nas wiary w bajki i w drugiego człowieka.
Obawiam się, że ta historia może mieć jakieś drugie dno.
Zanurzając się w lekturze jakiejś bajki, oczekujemy od niej morału, refleksji i dobrego przesłania. Doszukujemy się w niej drugiego dna, które nauczy nas czegoś nowego i w prosty sposób trafi do umysłu każdego człowieka. Nasza historia ślubna także owe dno posiada, ale dotarcie do niego wcale nas nie uskrzydla, ale okazuje się być lochem w podziemiach zamczyska. To teren, który przeraża, a znalezienie wyjścia stanowi nie lada wyzwanie. A dotarcie do prawdy wcale nas nie wyzwala, ale otwiera oczy na rzeczywistość, która daleka jest od idealnej. Czy Monika i Lukas okażą się sobie przeznaczeni, czy jednak ich bajka będzie musiała znaleźć dla siebie zupełnie inne zakończenie? Czy ich opowieść ma swój morał i czy można wyciągnąć z niej coś pozytywnego?
Podobno słowami nie da się wyrazić miłości, ale jemu wychodziło to bardzo dobrze. Przynajmniej zawsze myślałam, że to jest właśnie miłość.
Książka Marty Jednachowskiej stawia przed czytelnikiem pytanie, czy miłość potrafi wszystko wybaczyć. Jak daleko potrafi posunąć się człowiek, aby przebaczenie stało się niemożliwe? Czego może się dopuścić i jak wiele poświęcić, aby uniknąć kary za swoje dawne czyny? W którym momencie miłość staje się wytłumaczeniem dla własnych oszustw, kłamstw i intryg, ale w rzeczywistości nie mieć z nią chyba niewiele wspólnego? Coś, co z definicji jest samo w sobie dobre, nie może z doświadczenia okazać się złe. A bajka, która z gruntu jest opowieścią pozytywną, a zaczyna zamieniać się w koszmar, pewnie od samego początku miała w sobie złe założenia. Opowieść Marty Jednachowskiej zaskakuje zmieniającym się klimatem, postawą głównych bohaterów i zakończeniem. „Żyli długo i szczęśliwie” – o ile pierwszy człon tego powiedzenia może się spełnić, o tyle ten drugi może przyjąć tutaj zupełnie inny kierunek.
Gorąco polecam
*Wszystkie cytaty pochodzą z powieści Toskański ślub, Marta Jednachowska, Wydawnictwo Novae Res, 2025