Okazało się właśnie, że można kogoś zastrzelić, nie używając broni. Słowa potrafią być równie celne jak kule, kiedy się wie, jak ich użyć.
Wszelkie zmiany zaczynają się od słów. Aby mogły się dokonać, pewne myśli muszą zostać wyartykułowane, usłyszane i zaakceptowane przez słuchających. A kiedy padną na podatny grunt, nawet pozornie absurdalna idea potrafi znaleźć swoich zwolenników. Słowa potrafią budować, słowa potrafią niszczyć, i tak jak kropla drąży skałę, tak i one w końcu mogą doprowadzić do nieodwracalnych zmian. Nawet wojna nie zaczyna się od wybuchu, ale od rozkazu, który ktoś wypowiedział na głos. Czy taką samą moc mają także wyrazy, które przekazuje się na piśmie? I czy można oddać za nie życie, poświęcając jednostki dla dobra całego narodu?
Nieważne są ideologia, przekonania, zasady. Liczy się tylko to, kto jest silniejszy i potrafi narzucić je reszcie.
Kriminalinspektor Eilhard Kurtz prowadzi sprawę zabójstwa pewnego prawnika, później pewnego węglarza, a także zniknięcia syna bogatego współwłaściciela fabryki. Po pewnym czasie dochodzi do tego tajemniczy wyjazd jego własnej córki i wtedy sprawa zaczyna przybierać nieco osobisty charakter. A w Stettinie roku 1931 takie wydarzenia oraz powiązane z nimi osoby, musiały niechybnie wiązać się ze sprawami ważnymi dla państwa. Pozorny pokój był niczym cisza zwiastująca burzę, a „kiedy wszystko zamienia się w śmietnik, zaczynają grasować szczury” i bardzo trudno znaleźć skuteczny środek na ich pokonanie. Coś zaczynało się dziać, a powodem był dokument, który zamieniony w słowa, miał niczym szept wnikać w umysły innych ludzi i przekonywać ich o swojej sprawczości. Zbyt szybkie ujawnienie zaś mogło zniweczyć cały zamierzony plan działania. Czy Kurtz zdoła na czas poznać treść owego dokumentu i czy podejmie decyzję o jego ujawnieniu?
Kiedy jesteśmy dziećmi, bawimy się ołowianymi żołnierzykami. Kiedy dorastamy, to my jesteśmy jak te żołnierzyki. To nas ustawiają przeciwko sobie i nami toczą bitwy i wojny.
Kto w tej wojnie na słowa jest zwycięzcą, a kto przegranym? Czy ten, który zdołał przekonać innych i dojść na szczyt (po drodze poświęcając życie innych w imię wyższego dobra), czy może ten, który dał się poprowadzić niczym ołowiany żołnierzyk i poświęcił się dla sprawy? „Ktoś musi prowadzić resztę” – tylko czy przywódcy zawsze przyświecają odpowiednie racje? A co jeśli dowodzą „ludzie chorzy na władzę”? Wtedy wszelkie idee zamieniają się w szaleństwo, a „gdzie jest szaleństwo, tam nie ma odwagi, tylko głupota.” Historia pokazała nie raz, jak wielką potęgę ma ktoś, kto jedynie słowem potrafi przekonać innych do własnych przekonań. I wiele się w tej sprawie nie zmieniło…
Nie miałem czasu na milczenie, przyszedłem tu po słowa.
Otwierając książkę, oczekujemy, że wyrazy/słowa poprowadzą nas ku niezapomnianej przygodzie. Nie zastanawiamy się jak wielką mają moc i jak bardzo potrafią zmienić rzeczywistość. Zanurzając się w opowieści Marka Stelara, niczym te ołowiane żołnierzyki, poddajemy się czarowi międzywojennego Szczecina i jego mieszkańców. I o ile sami bohaterowie narażeni są na niejedno niebezpieczeństwo, my możemy wsłuchać się w słowa bez obawy o własne życie. A jest się czym zachwycać – atmosferą lat 30-tych minionego wieku, starannie przemyślaną fabułą, refleksją nad rolą przywódcy i skomplikowanym pojęciem zwycięstwa. A przede wszystkim, niewielu jest dzisiaj autorów, którzy potrafią napisać kryminał, w którym inspektor policji zamiast słów pełnych przemocy, mówi „Pan wybaczy, ale…”, a przekaz jest jasny i niezwykle wymowny.
Z wyrazami szacunku wobec autora – polecam.
*Wszystkie cytaty pochodzą z książki Ołowiane żołnierzyki, Marek Stelar, Wydawnictwo Filia, 2025