I czy to jest aż takie złe, że nie chce z nikim podpisywać umowy na miłość?
Chodzenie z głową w chmurach jest niczym latanie i spoglądanie w dół z przestworzy, które wydają się bardzo oddalone od tego co (przy)ziemne. Wydaje się, że nasz niebiański lot będzie trwał wiecznie, a my z prędkością błyskawicy będziemy przeskakiwać z chmurki na chmurkę, aby żaden głos nie próbował nas ściągnąć z powrotem. Jednak owo unoszenie się nad ziemią może napotkać turbulencje, a wtedy upadek z wysokości może skończyć się nawet tragicznie. Co zrobić, aby miłość nie kojarzyła się nam z twardym lądowaniem po jakże emocjonującej powietrznej podróży? Czy warto wsiąść raz do naszego samolotu i przeczekać każdą burzę czy może jednak katapultować się, kiedy robi się nieciekawie (żeby nie powiedzieć nudno)?
Czasem wydaje nam się, że wybieramy sobie partnera idealnego, ale przychodzi moment, kiedy odkrywamy, że jego wady przykrywają wszystkie zalety.
Teresa to spełniona w pracy pani weterynarz, która nie może tego samego powiedzieć o swoim życiu uczuciowym. Zdradzona (i to nie raz!) przez swojego byłego już męża Wojtka, ciągle poszukuje drugiej połówki, która przyjęłaby ją z całym dobrodziejstwem inwentarza. A ten wydaje się pokaźny – nastoletni syn, szwendający się w pobliżu były mąż, praca, która pochłania ją bez reszty i złe doświadczenia z miłością. Jeśli chodzi o tę ostatnią, to Teresa ciągle w nią wierzy i nadal próbuje znaleźć kogoś, z kim mogłaby przeczekać niejedną zawieruchę. Niestety, wydaje się, że takich egzemplarzy jest niewiele, a alternatywą jest ktoś, kto ciągle skacze z kwiatka na kwiatek. A ona przecież już była na tej łące.
Zakochiwanie to nie wycieczka ekspresowym pociągiem. Miłość jedzie powoli i sukcesywnie. Czasem nawet trzeba uzbroić się w cierpliwość, aby dotrzeć do celu.
Wojtek to dojrzały facet, choć tego samego nie można powiedzieć o jego pojmowaniu miłości. Wydaje się bujać w obłokach i co jakiś czas z nich spadać, aby po chwili znowu unosić się na ich powierzchni. Bez (zobo)wiązań, ale ciągle z nowym wyjściem awaryjnym na wypadek nagłego lądowania. Nie wyklucza w tym wszystkim powrotu do raz już odbytego lotu, bo może tym razem okaże się on bardziej ekscytujący? A kiedy zatrzymują go na bramkach, okazuje się, że ten właściwy już dawno odleciał… Bo miłość, choć pozwala na dawanie drugiej szansy, nie pozwala wnieść na swój pokład kłamstw, tajemnic i obietnic bez pokrycia.
Prawda jest taka, że po prostu kiedy pojawia się odpowiednia osoba, to przyciąganie jest tak silne, że nie da się tego w żaden sposób ukryć.
Podążając naszą lotniczą konwencją, wychodzi na to, że wolimy chyba sytuacje, kiedy czujemy grunt pod nogami, a przyciąganie ziemskie jest w stanie ściągnąć nas z chmur, w których bujamy, kiedy serce zaczyna mocno bić. Bo dojrzała miłość zakłada, że podczas naszego lotu mogą zdarzyć się turbulencje, co nie oznacza natychmiastowej katastrofy. Nie trzeba ciągle nosić ze sobą spadochronu i otwierać go za każdym razem, kiedy coś nas przestraszy. Nie wyrzucajmy sami siebie ze środka – czasem warto poczekać i dać pilotowi szansę.
Książka „Z głową w chmurach” sama w sobie jest niczym mięciutka chmurka, na której warto przysiąść i poszybować wraz z nią hen wysoko. Poznać Teresę, Wojtka i Romana oraz paru innych bohaterów, którzy w zabawny sposób prezentują różne oblicza miłości. Na ich przykładzie można wybrać ten rodzaj zakochania, który wydaje się nam najlepszy, najbezpieczniejszy lub po prostu najprawdziwszy. Jakkolwiek zdecydujemy, warto pamiętać, że opóźnienia się zdarzają, prywatne odrzutowce wiele kosztują, spadochron może się nie otworzyć, a miłość… Ona i tak znajdzie sposób.
Polecam
*Wszystkie cytaty pochodzą z książki Z głową w chmurach, Mirosława Kubiak, Wydawnictwo Filia, 2025