Najgorsze są tajemnice, które leżą długo nieruszane, a potem cuchną jak zgniłe jajo.
Niektórzy mówią, że o trudnej czy smutnej przeszłości trzeba zapomnieć, aby można było iść do przodu i cieszyć się każdym dniem. Twierdzi się, że najlepiej zamknąć za sobą tamte drzwi i wraz z otwarciem nowych, pozwolić sobie na świeży powiew nadziei. I jest w tym pewna mądrość, bo często przeszłość rzeczywiście nie pozwala nam odnaleźć się w teraźniejszości. Dzieje się też tak, że to nie nasza przeszłość domaga się głosu, ale ta, która należała do naszych przodków i z jakichś powodów ciągle daje o sobie znać. A może po prostu wszystko się ze sobą łączy i nawet to, co wydarzyło się 100 lat temu, ciągle wpływa na nasze życie? W końcu dziedziczyć można nie tylko geny, ale także przeżycia, traumy i tajemnice, które chcą, aby je wyjaśniono.
[T]o, co widać na pierwszy rzut oka, to nie wszystko, co naprawdę istnieje.
W poniemieckim miasteczku u stóp Karkonoszy mieszkają ludzie, którzy wciąż pamiętają i przekazują kolejnym pokoleniom to, o czym się kiedyś mówiło. Można tu podsłuchać opowieści o wilkołaku grasującym w pobliskich lasach, o świętej Rosamundzie błąkającej się wśród drzew, o skarbie z pobliskiego pałacu lub po prostu o bajkach, które bardziej straszyły niż kolorowały dziecięcy świat. Można by pomyśleć, że nic w tym dziwnego, bo legendy istnieją od zawsze i wszędzie. Tutaj jednak odnosi się wrażenie, że wszystkie ożywają i mają nam wiele do powiedzenia. Kiedy w 1989 roku znika Alicja Wicher i nikomu nie udaje się jej odnaleźć lub wytłumaczyć jej absencji, a pare lat później pewna Agata odkopuje jej historię, otwarte zostają drzwi, których nie sposób już zamknąć. Jedynym wyjściem jest przejść przez nie na drugą stronę i rozwikłać tajemnicę, która zdaje się wisieć nad miasteczkiem od dziesiątek lat.
Bójcie się ludzi, oni są prawdziwi.
I tak zaczyna się podróż w głąb czasów, miejsc i historii mieszkańców. Poznajemy tych, którzy mieszkali tu wcześniej oraz tych, którzy wciąż trzymają się życia i mogliby coś zdradzić z przeszłości. Nie są jednak skorzy do zwierzeń, a przekonanie, że dawnych tajemnic nie powinno się ujawniać, stają się niczym strażnicy broniący wejścia do przeszłości. Zanurzamy się w pozornie niezwiązane ze sobą opowieści, aby na końcu się przekonać, że wszystko się ze sobą łączy i zaplata i potrzeba jedynie kogoś, kto w końcu przerwie zmowę milczenia. Całe miasteczko zdaje się czekać na odkupienie i oczyszczenie oraz na nowy rozdział w swojej historii. Potrzeba było niemalże stu lat, aby któreś pokolenie z kolei pozbyło się w końcu raz pozostawionych przez przodków. Chociaż blizny pozostają, to jednak z czasem bledną, a czas łagodzi doznania.
Niektóre baśnie są okrutne, niektóre nie kończą się dobrze, a jeszcze inne są tak przerażające, dlatego że są prawdziwe.
Gdybyśmy mieli wyobrazić sobie najstraszniejszą bajkę, to co musiałoby się w niej znaleźć? Postawilibyście na grozę, makabrę, strach czy może po prostu złe zakończenie? Myślę, że dla mieszkańców miasteczka najgorsza był prawda. To ona skrywała wszystkie wspomniane wcześniej elementy, poza jednym. Myślę, że zakończenie opowieści skrywa w sobie ziarno optymizmu na lepszą i spokojniejszą przyszłość. Jest szansa, że tytułowa rdza przestanie pokrywać okoliczne domostwa i w końcu uda znaleźć się skuteczny środek na jej długoletnie niszczycielskie działanie. Wszystko zależy od ludzi i ich odporności na długotrwały stres. Niech pozostanie wśród nich ta odrobina bajkowości, która zamienia Swarzeb w miejsce wyjątkowe i magicznie realne. Pamiętajmy, że historia ma znaczenie, a przed naszym narodzeniem też istniał świat.
Powieść Agnieszki Kuchmister jest niczym mroczny las – im głębiej się w niego zanurzymy, tym więcej w nim drzew. A każde z nich szumi i opowiada swoją historię. Wsłuchajcie się w nie i szukajcie wyjścia z leśnego labiryntu. Nie zawsze to, co wydaje się groźne, stanowi największe zagrożenie.
Gorąco polecam.
*Wszystkie cytaty pochodzą z książki Październikowa rdza, Agnieszka Kuchmister, Wydawnictwo Znak, 2025