Magia to ktoś, kto patrzy na ciebie tak, jakbyś właśnie był wszystkim, czego potrzebuje.

Wobec bożonarodzeniowych świąt mamy zwykle dosyć duże oczekiwania. Chcemy, żeby było miło, przytulnie, świeżo, a jednak z nutą nostalgii wobec przeszłości. Jednym słowem – magicznie. Dekorujemy domy i choinki, zapalamy światełka i szykujemy pyszności, na które czasem czeka się dosłownie cały rok. Kochamy świąteczne zapachy, kupujemy prezenty i tworzymy nastrój oczekiwania na coś najlepszego na świecie. I jak tu nie kochać świąt? Czy jednak wystarczą błyskotki, pierniki i migające wszędzie lampki, aby magia otuliła nas swoją kołderką?

Czasem życie przyspiesza bez zapowiedzi.

Zakochana w świętach Lily cieszy się na widok każdego przejawu świąt. Nie może się powstrzymać przed zakupem jeszcze jednej dekoracji, jeszcze jednej choinki lub łańcucha. Nosi świąteczne sweterki, piżamy, skarpety, a gdyby ktoś zajrzał głębiej, to dojrzałby i bieliznę w podobnych motywach. Zresztą, kto oparłby się nastrojowi padającego śniegu w Nowym Jorku z aromatem gorącej czekolady lub grzanego wina w tle? Okazuje się, że tacy też się zdarzają, a z jednym z nich Lily musi zmierzyć się osobiście. Choć wydaje się, że ona i Reid pochodzą z dwóch różnych planet, gdzie na jednej z nich wcale nie ma świąt, a druga jest mikołajową wioską, to jednak ten szczególny okres w roku sprzyja cudom i uświadamianiu sobie, że bez obecności drugiego człowieka, traci on swój urok. Bo można mieć wszystko, a kiedy jest się samemu, to tak, jakby miało się bardzo niewiele.

Czy to możliwe, że jedno spojrzenie potrafiło tak wiele powiedzieć, a jednocześnie zostawić tyle pytań?

Reid to człowiek od unikania świąt. No nie umie w te renifery czy mikołaje i właściwie wcale mu na tym nie zależy. Lubi za to uciekać, a najlepiej od siebie i swoich uczuć, bo „łatwiej jest nie czuć, niż potem zbierać się z podłogi”. Z takim podejściem jednak odpycha od siebie też to, co potrafi człowieka uszczęśliwić, uskrzydlić i nadać wszystkiemu sens. Tego ostatniego zaś brakuje w życiu Reida najbardziej. A kiedy na horyzoncie pojawia się szansa na miłość, jak zwykle bierze nogi za pas i postanawia zagłuszyć ją na starcie. Może to magia świąt, jakiś cud lub inne nadprzyrodzone siły, ale tym razem coś go powstrzymuje i nie pozwala mu tak po prostu zapomnieć. A kiedy wszystkie znaki na niebie mówią, aby spróbować, to coś musi w tym być. Nawet jeśli los wystawia nas na próbę niełatwych zadań do wykonania z niezwykłej świątecznej listy.

A ja mam wrażenie, że świat mógłby być lepszy, gdyby wszyscy mieli w sobie choć odrobinę Lily.

„Książki, kawa i całusy” to świąteczna magia sama w sobie. Ta książka nie bierze jeńców, tylko od razu zaraża nas swoim nastrojem i kolorami. To najbardziej świąteczna książka, jaką miałam okazję przeczytać. Jest w niej wszystko to, czego życzylibyśmy sobie na święta – biały świat, pełen kolorowych wystaw sklepowych i domów pachnących piernikiem, ludzi, którzy wierzą w magię i możliwość metamorfozy Grincha w elfa. Dobrze, że nie zabrakło w niej także momentów grozy i odrobiny smutku, bo przejedzenie nigdy nie jest czymś przyjemnym. A tak, dostaliśmy opowieść świąteczną, która po prostu musi być odrobinę cukierkowa. I chociaż bohaterowie zbyt często „parskają śmiechem”, to nie można ich nie polubić. A Lily to idealna kandydatka na kolejną nietuzinkową Bridget Jones.

Gorąco polecam.

*Wszystkie cytaty pochodzą z książki Książki, kawa i całusy, Monika Hakowska, Wydawnictwo Filia, 2025

*Współpraca z Wydawnictwem Filia.