Nauczono nas jednak dźwigania tajemnic, wpojono milczenie, odwykliśmy od zaufania. Wojna zmieniła nas bardziej, niż przypuszczaliśmy, ale widzę to dopiero teraz, z oddali. Gdybyśmy zdołali przełamać milczenie, zdobyć się na rozmowę… Powracają do mnie wciąż na nowo te same myśli. (…) Słowa mają potężną moc, o wiele potężniejszą, niż się wydaje. Mogą dawać życie i zabijać jak ostrze noża.
Wystarczy kilka słów, aby kogoś uszczęśliwić, ale równie szybko można kogoś bardzo zranić. Słowa mają moc i raz wypowiedziane nie dają się wymazać. Nie można ich niestety „odusłyszeć”. One mają moc, nawet jeśli są niewypowiedziane, bo wtedy albo pozostawiamy kogoś w niepewności albo pozbawiamy go realnej pomocy. Najgorzej zaś, kiedy ktoś każe nam milczeć, a potem jest już za późno, aby słowa dotarły do adresata.
Listy do Gestapo to spowiedź, to próba naprawienia świata i uzyskania przebaczenia. To bardzo głęboka analiza wydarzeń i czynów, które się popełniło. Główna bohaterka, Zuzanna, pisząc tak wiele słów próbuje wytłumaczyć dlaczego podejmowała takie, a nie inne decyzje. Czy mogła postąpić inaczej, czy sensowne jest zastanawianie się, co by było gdyby? W ówczesnym wojennym świecie bardzo trudno było uciec od moralnych dylematów. Bezpieczniej było milczeć, nie wiedzieć, nie dopytywać. Bo słowa miały tak wielkie znaczenie…
Wielu ludzi stara się nie wracać do przeszłości z obawy przed bólem. Mówią o nierozdrapywaniu starych ran czy bezsensie rozpamiętywania minionego, na które i tak nie ma się już wpływu. Dla mnie wspominanie jest jednak czymś o wiele łatwiejszym niż przeżywanie teraźniejszości. Odpowiednia odległość czasowa zdarzeń tłumi emocje, wycisza, pozwala przyjrzeć się uważniej.
„Kiedy spotkaliśmy się ponownie, tamten świat już nie istniał” – wojenna rzeczywistość i ten kontrast pomiędzy tym co było wcześniej, a tym co nastąpiło później; świadomość, że nie można cofnąć czasu i zmienić biegu wydarzeń. Dla osoby, która popełniła błędy i bardzo za nie żałuje, sytuacja ta jest nieustającym rozdrapywaniem ran i ciągłym leczeniem ich od nowa. To nieprawda, że czas leczy rany – on tylko je łagodzi, a blizny pozostają w człowieku na całe życie. Ale można starać się znaleźć lekarstwo, które złagodzi dolegliwości. Może być nim rozmowa, bo słowa mają przecież niezwykłą moc…
To dziwne, jak trudno jest nam dostrzec własne szczęście, kiedy trwa, a gdy przeminie, tęsknimy do tego, co było, jakby dopiero strata pozwalała naprawdę docenić wartość. Myśl, że tak właśnie jest, a przynajmniej tak właśnie było w moim życiu, napawa mnie bezbrzeżnym smutkiem.
Listy do Gestapo to nie tylko książka z wojenną rzeczywistością w tle. To opowieść o walce, która toczy się w sercu kobiety uwikłanej w niezwykle trudne do dokonania wybory. To emocjonalna relacja osoby, która podejmuje decyzje głównie w imię miłości. Lektura tej opowieści wyzwala cały ogrom myśli i rozważań, ale także chęci oceniania głównej bohaterki. Uważajmy jednak na słowa, które chciałoby się wypowiedzieć. W końcu one mają tak niezwykłą moc…
To jedna z najbardziej emocjonujących książek, jakie dane było mi przeczytać. Niezwykła. Gorąco polecam.