Wraz ze wspomnieniem przyjaciółki w jej głowie zabrzmiały słowa, które Jagna powtarzała niczym mantrę: „Ewelka, bo ludzie zapominają bardzo często, że nie trzeba być lekarzem od głowy, żeby wyciągnąć rękę do bliźniego. Umyka im, że do tego, żeby komuś pomóc, najczęściej potrzebne jest przede wszystkim bycie człowiekiem…”.

Małomiasteczkowa twarz, małomiasteczkowa głowa – aż chciałoby się nucić, czytając o mieszkańcach pewnego małego miasteczka gdzieś niedaleko Wrocławia. Chociaż ich życie mogłoby się wydawać zwyczajne, bo cóż takiego może się dziać w małej mieścince, gdzie każdy zna swojego sąsiada i niemalże każdy zakątek? A jednak. Bohaterowie tej opowieści są zdecydowanie wielcy duchem i sercem, a ich perypetie nie należą do tych z gatunku przewidywalnych. I nikt nie chce stąd wyjeżdżać. A gdy dodamy do tego pewne zjawiska nadprzyrodzone, znaki, omeny i przesądy, to sprawa staje się tym bardziej intrygująca.

Stała obok ubłoconego nieziemsko samochodu i poprawiała coś przy sznurówce sportowego buta. Bezpretensjonalna, zwyczajna, a jednocześnie w tej swojej zwyczajności kompletnie niepowtarzalna.

Zacznijmy od Eweliny. Ta trzydziestoparoletnia kobieta i zarazem główna bohaterka opowieści należy do gatunku ludzi, którzy niosą swoje serce niemalże na dłoni i nie potrafią przejść obojętnie obok cudzego nieszczęścia. Bo jak tu nie pomóc przyjaciółce w potrzebie? Dlaczego nie uratować zmarzniętych szczeniąt i równie nieszczęśliwej dziewczynki? Trzeba przecież ocalić stare książki od zapomnienia! A wszystko to przychodzi do niej w jakiś taki naturalny, ale przedziwny sposób. Czy to wychowanie czy też wrodzona wrażliwość – najważniejsze, że sprawdza się w przypadku naszej bohaterki powiedzenie, że dobro do ludzi powraca.

Już ja wiem, co z tego mówienia prosto z mostu potem wychodzi! Znów mi pani Adela zarzuci, że jestem zabobonna i wierzę w gusła! Jak o tej swojej intuicji pani mówi, to wszystko w porządku, ale jak ja mówię, że ja wiem, bo moje babki wiedziały, to już huzia na Józia!

Babcia Adela i jej nieodłączna towarzyszka życia zwana Muszką to osoby, bez których życie Eweliny nie byłoby takie samo. A na pewno nie takie kolorowe i pełne dobrych uczuć i niesamowitych emocji. Obie panie mieszkają w dworku i obie równie mocno trzymają się życia. Nie wspominając o tajemnicach, na których poznanie przyjdzie nam trochę poczekać. Reprezentują taką przedwojenną gościnność i otwartość na drugiego człowieka. Mimo, że poranione przez wojenne doświadczenia, straty i pożegnania, nie tracą poczucia humoru i wiary w dobre jutro. A Ewelina wie, że babcia zawsze uraczy ją dobrym słowem i radą. Natomiast Muszka zawsze nakarmi fantastycznym ciastem drożdżowym.

Niestety, z jakiegoś powodu uczenie się na cudzych błędach i słuchanie dobrych rad, nawet jeżeli są bezwzględnie i bezdyskusyjnie słuszne, zazwyczaj się nie sprawdza. Dopiero gdy sami się sparzymy, a w ekstremalnych przypadkach nawet oblejemy wrzątkiem, dopiero wtedy zaczynamy rozumieć. Po co byliby przyjaciele, gdyby ich w takich momentach brakowało?… Albo gdyby nam stali nad głowami i powtarzali: a nie mówiłem?

W tym pozornie spokojnym miasteczku spotkać możemy całą galerię innych postaci. Od tych, które wyzwalają w czytelniku salwy śmiechu jak komendant policji czy miejscowa plotkara Kaczkowska. Poprzez osoby skrzywdzone przez życie jak Ruta, którym współczujemy i kibicujemy. A kończąc na tych, którzy wywołują w nas złość i sprzeciw wobec okrucieństwa wyrządzonego czworonożnym mieszkańcom miasteczka. Bo zwierzęta są tutaj kochane tak samo jak dzieci i inni pełnoprawni mieszkańcy.

Tak, zanim wyznam ci miłość, zanim powiem, że cię kocham, musisz coś wiedzieć. Bo z miłości nie można sobie drwić ani niczego ukrywać. I dlatego muszę ci się do czegoś przyznać. Nie wiem, jak to przyjmiesz…

Cóż by to była za opowieść, gdyby zabrakło w niej zakochiwania się, niespodziewanych motyli w brzuchu, czyli po prostu miłości! W pewnym momencie w życiu Eweliny pojawia się Jasiek – „[w] życiu nie spotkałam nikogo, kto by umiał tak pięknie patrzeć”. Wchodzi w jej świat zupełnie niespodziewanie, w sytuacji, która okazała się początkiem lawiny zdarzeń i zbiegów okoliczności. A może tylko tak się Ewelinie wydawało? No bo kto przed wyznaniem miłości musi się tłumaczyć z tajemnic i sekretów? Czy takiemu człowiekowi można zaufać?

Wiem, bo wszystko na świecie ma swoją cenę, a najwięcej płaci się za miłość… Ale bez niej… bez niej równie dobrze mogłoby nas w ogóle nie być.

Małomiasteczkowy świat okazuje się zatem nie taki znów „mały”. Jest wielki duchem i czynem, pełen radości i czasem też smutku, nadziei, optymizmu i oczywiście miłości. To opowieść o nieoczekiwanych zwrotach życiowych i dziejowych. O ludziach i zwierzętach pokrzywdzonych przez los, które spotykają na swojej drodze takie osoby jak Ewelina, a ich życie nabiera kolorów i barw. Do tego stopnia, że są w stanie uwierzyć, że gdzieś tam istnieje ich „dom do kochania”. To w końcu historia, która jeszcze się nie kończy, a niespodziewanych gości ciągle przybywa i przybywa.

„Bo oto nadchodzi to, co miał zapowiadać nietoperzowy omen”. Czy intuicja babci Adeli znowu jej nie zawiedzie, a przesądna Muszka dobrze zinterpretuje znaki? Warto się przekonać.