Są sprawy, których lepiej nie tykać, i tak byłoby w naszej rodzinie gdyby nie śmierć wuja Ferdynanda i ten dziwny spadek. Żylibyśmy sobie spokojnie, ja już prawie rozwiedziona, nie zastanawiając się nad przeszłością, która była i minęła. Tak jak mija nasze życie. Ale nie, trzeba nam było rewolucji w życiu!

W wielopokoleniowej rodzinie, której dzieje sięgają czasów przedwojennych, nie może zabraknąć zarówno tych szczęśliwych, jak i niezbyt udanych lat. Każde dziesięciolecie ma w zanadrzu swoje niespodzianki i wydarzenia, które wpływają na kolejne pokolenia. Kto wie, co ukrywa przed innymi człowiek, który doświadczył wojny, przemocy, zdrady lub innych tego typu nieszczęść? W końcu nikt nie lubi być oceniany lub wytykany jako „zakała” rodziny. Są niestety też takie tajemnice, których ujawnienie zaskakuje zarówno nestorkę rodu, jej syna, wnuczkę i każdego innego członka rodziny. A kiedy dodamy do tego niespodziewany spadek, to pierwsze co pojawia się chyba w każdej głowie to pytanie: ile?

Może warto było zatrzymać się na chwilę i przyjrzeć się temu, co minęło, zastanowić się nad tym, co będzie, czego byśmy chcieli. Nikt za nas nie zrealizuje marzeń, nie pchnie do przodu. Jeżeli nie zrobimy nic, to zostaną tylko marzeniami, czymś ulotnym, nieosiągalnym, przyprawiającym o czasem o ból głowy, a często o żal i zgryzotę. Bo dlaczego innym się udało, a nam nie?

Malinowe Wzgórze i jego tajemniczy dworek w nieco ekscentryczny sposób zostają przekazane potomkom Ferdynanda Omelnickiego. Jego jakże zaskoczona rodzina najpierw odkrywa, że rzeczony Ferdynand wcale nie opuścił ziemskiego padołu wiele lat temu i dożył sędziwego wieku, miał czelność obarczyć ich niecodziennym spadkiem w postaci ogromnego domiszcza, a na koniec jeszcze zażyczył sobie, aby wszyscy w nim razem zamieszkali. Przecież każdy ma swoje mniej lub bardziej poukładane życie i może niekoniecznie każdy pragnie rewolucji! I dochodzimy tutaj do momentu, kiedy nasi bohaterowie uświadamiają sobie, że nic już nigdy nie będzie takie jak było, a ich początkowe pytanie o ilość, zamienia się w „dlaczego?” Bo czyż Eleonora (najstarsza z rodziny) zdoła zapuścić korzenie w zupełnym innym miejscu, dodatkowo pod jednym dachem z niezbyt lubianą synową? A wnuczka Małgorzata ma znowu codziennie spotykać swojego już prawie byłego męża? Wuj miał niewątpliwie specyficzne poczucie humoru…

Tego się tutaj nauczyłam, życia w zwolnionym tempie. Może nawet było mi to potrzebne?

A jednak stało się. Malinowe Wzgórze nie tylko z nazwy kojarzy się z czymś przyjemnym, słodkim i beztroskim, ale samo w sobie ma moc przemieniania ludzkiego życia w bardziej obfite i znośne. Brak pracy już tak nie przeraża, a nawet zdaje się sprzyjać budowaniu ludzkich relacji od nowa. Odkrywanie rodzinnych tajemnic oczyszcza umysł i pozwala poznać jej dotąd nieznanych członków. Atmosfera koi zmysły i porządkuje chaos, z którego wyłania się pomysł na spełnienie swojego marzenia. A to przecież tylko początek zmian, bo nie wszystko jeszcze zostało odkryte, a dwór skrywa w sobie wiele tajemnych skrytek, korytarzy i miejsc.

Powieść Iwony Mejzy to pełna humoru opowieść o przewrotnych kolejach losu, o powracaniu do przeszłości i jej sekretów, o relacjach rodzinnych. Tutaj można się przekonać, że z rodziną może niekoniecznie dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach. Czasem warto dać komuś drugą szansę, podumać nad własnymi decyzjami i zaprosić do domu kogoś, kto chociaż obcy, może okazać się bliższy niż sądziliśmy.

Polecam.

*Cytaty pochodzą z książki Iwona Mejza, Tajemnice Malinowego Wzgórza, Wydawnictwo Dragon, 2024