Przyswoiłam lekcję, którą stosować miałam potem przez całe życie: zrozumiałam, że każde z nas tworzy własną wersję wydarzeń, a każdą tragedię da się przedstawić jako tryumf. Wystarczy się na to zdecydować. Powiedzieć coś odpowiednio stanowczo, a ludzie ci uwierzą mimo wszelkich dowodów wskazujących, że się mylisz.

Każdy rodzaj kłamstwa pociąga za sobą konsekwencje. Wcześniej czy później, to co wychodzi na jaw okazuje się bardziej bolesne niż prawda, którą tak skrzętnie próbowaliśmy zataić. Nawet kłamstwo czynione w dobrej wierze i okraszone pięknymi słowami, ciągle pozostaje oszustwem. Największym zaś grzechem jest okłamywanie samego siebie. Kiedy zaczynamy sobie zdawać z tego sprawę, pewnych uczynków i wydarzeń nie da się już wymazać, tak jak nie da się przeżyć własnego życia jeszcze raz i cofnąć czasu.

Niektórzy uważają, że nadzieję i optymizm wybierają zamiast cynizmu tylko osoby naiwne. Spójrzmy na świat, w którym żyjemy. Wypełniają go ból i rozpacz, a rządzący nim idioci z każdym dniem wpuszczają nas w coraz głębszy kanał. Jednak bez nadziei całe życie traci sens. […] Wierzcie mi: jeśli chcecie wiedzieć, jak ważna jest nadzieja, zapytajcie o to kogoś, kto wyszedł z nałogu. To najwięksi optymiści na świecie, bo wiedzą, jak to jest trafić na samo dno, z którego uciec można już tylko w dwóch kierunkach: z powrotem w górę lub na tamten świat.

Z jakiego nałogu próbuje wyjść Samantha Logan? Dlaczego tak bardzo uczepiła się nadziei i usilnie chce wierzyć, że istnieje dla niej jeszcze jakaś przyszłość? Z jednej strony to uzależnienie typowo fizyczne w postaci alkoholu i narkotyków. Z drugiej zaś emocjonalne i psychiczne przywiązanie do swojej siostry bliźniaczki, bez której czuje się samotna i oszukana. Brak siostry odczuwała niczym „ból fantomowy w odciętej kończynie” – niby była, ale daleko. A samotność zagłuszała sięgając po używki, które „wygładzał[y] ostre kanty życia i pozwalał[y] nie skupiać się przesadnie na tym, co było pomiędzy nimi.” Jako aktorka świetnie wcieliła się w rolę udawania kogoś kim nie była, bo sama nie wiedziała kim tak naprawdę jest. Była pozornie tą silniejszą, odważniejszą, tą bardziej przebojową bliźniaczką, a tak naprawdę bardzo wrażliwą i zagubioną osobą. „Kiedy byłam z siostrą, czułam, że nie jestem pełnoprawną osobą… ale nie miałam pojęcia, kim mogłabym być bez niej.” Ile zatem siły musiała w sobie znaleźć, aby ocalić swoje życie i pomóc tej, którą kochała najbardziej na świecie?

W GenFemie chciano, żebym uwierzyła, że mogę cofnąć czas: odnaleźć momenty, które mnie definiują, wyobrazić sobie, kim bym była, gdyby miały inny przebieg, po czym stać się osobą z tych wyobrażeń. Spędziłam długie miesiące i wydałam fortunę, żeby przepisywać na nowo historię mojego życia w nadziei na totalne odrodzenie. Teraz rozumiem już, że snułam bezcelowe domysły. Bo prawdziwe jest tylko to, co tu i teraz. To, co istnieje. A zmienić możemy jedynie przyszłość.

Eleanor Logan – grzeczna, cicha, łagodna; ta z bliźniaczek, której się udało – miała dom, pracę, pieniądze, szczęśliwe życie u boku ukochanego męża. Co spowodowało zatem, że dała się zmanipulować i uwierzyć, że może zmienić przeszłość? Po co w ogóle zmieniać coś, co dla innych wydawało się być idealne? Ellie w swoim oddaniu siostrze i tłumieniu swoich emocji, ciągłym ratowaniu bliźniaczki i niesprawianiu kłopotów innym, równie mocno popadła w uzależnienie. Uwierzyła, że ma prawo do bycia kimś innym do tego stopnia, że przestała zauważać krzywdy, jakie wyrządza innym, „napędzana wściekłością i pewnością siebie, żądając tego, co [jej] się należało”. Dała się zmanipulować osobom, które bez skrupułów rujnowały jej zasady, emocje i poczucie bezpieczeństwa, dając w zamian złudne poczucie wyższości wobec innych. Aż w końcu pozostała jej tylko Sam.

Nie ma jednak sensu snuć podobnych rozważań. Jeśli lata odwyków czegokolwiek mnie nauczyły, to tego, że odpowiedzialna za swoje uzależnienie jest ostatecznie zawsze sama osoba uzależniona.

Opowieść o siostrach bliźniaczkach jest próbą znalezienia odpowiedzi na pytania o granicę własnej indywidualności. Czy można być równocześnie sobą i kimś innym, nawet tak bliskim jak siostra bliźniaczka? Czy powinniśmy jej szukać w sobie czy może jednak inni stanowią integralną jej część? Czy poszukiwanie własnej tożsamości musi odbywać się w samotności i czy zawsze wiążę się z tym ból, strata i upadek? Będę tobą, a ty mną – zamieniając się imionami, nie można wymienić się wszystkim. Tam głęboko w środku każdy zawsze pozostaje sobą i nie powinien nikogo obarczać odpowiedzialnością za własne czyny. „Istniała tylko jedna osoba, której musiałam pokazać, że jestem coś warta: ja sama.”

Polecam tym, którzy pogubili się w swoich poszukiwaniach siebie. To bardzo mądra lekcja.