Obyśmy odzyskali to, co kiedyś musieliśmy utracić. Niech przyjdzie do nas, w innej formie, innym kształcie, w innym wydaniu. Niech będzie jeszcze piękniejsze i silniejsze, niż to sobie wyobrażaliśmy.

„Jak można się bać miłości?” Każdy człowiek, duży czy mały, młodszy czy starszy, zasługuje na to, aby być kochanym. Każdy z nas, świadomie lub nie, pragnie i marzy o miłości. Są też tacy ludzie, którzy w pewnym momencie ją tracą lub o niej zapominają. Najgorzej jednak jest tym, którzy boją się miłości. Bo kiedy ona jest na wyciągnięcie ręki, tak trudno jest im podać swoją dłoń. Kiedy ona jest coraz bliżej, oni boją się zrobić pierwszy krok. Brakuje im odwagi, obawiają się zranienia? A może po prostu nie wierzą, że ktoś może ich pokochać?

Myślałam, że kiedy ma się już stałego partnera, pracę, wspólne wakacje raz w roku i mieszkanie na kredyt, to marzenia się kończą.

Ida Szumska to kobieta, która wiedzie „życie zapisane od linijki”. Dokładnie wie, jak będzie wyglądał jej kolejny dzień. Ma dom, pracę i stałego partnera. Ciągle jednak czuje się, jakby ktoś wrzucił ją do szklanego pudełka i zamknął dopływ świeżego powietrza. Wydaje się jej, że ogląda świat przez szybę, a całe jej życie jest nieprawdziwe i pozbawione barw. „Chciałam się zamknąć… ze strachu.” A kiedyś miała przecież tyle marzeń…

Najgorzej nie wiedzieć. Jeśli nie wiesz, dokąd idziesz, to nie dojdziesz tam, gdzie będzie ci dobrze. Jeśli nie wiesz, co czujesz, nie wykrzeszesz z siebie miłości.

Czego boi się Ida? Swoich pragnień, swojej bezradności, błędów z przeszłości czy wyobrażenia, jakie inni mają o niej? Jak bardzo musiała zostać skrzywdzona i jak mocno się pogubiła, aby przekonać samą siebie, że nie zasługuje na prawdziwą miłość? Dochodzi w swoim życiu jednak do takiego momentu, w którym już za chwilę zabraknie jej tlenu. I wtedy, dzięki przyjacielowi, wyjeżdża do miejsca, w którym już nie potrafi ignorować „szeptów” w swojej głowie, które domagają się, aby zmieniła coś w swoim życiu.

Może coś zmienić, nie znaczy, żeby od razu rzucać się w nieznaną otchłań, ale… chociażby zanurzyć stopy? Oswoić chłód?

Ida spotyka na swojej drodze ludzi, którzy krok po kroku uświadamiają jej, że „[n]ikt nie ma lepszej czy gorszej sytuacji. Każda może być bolesna i pełna uśmiechu. Każda jest istotna, warta uwagi i zrozumienia.” To nieprawda, że problemy innych są większe, ważniejsze, a nasze powinniśmy schować głęboko w środku i nie narzekać. Jeśli coś nam doskwiera i nie pozwala normalnie funkcjonować, to nawet błahostka w mniemaniu innych, może być dla nas gigantycznym zmartwieniem. I tego uczy się Ida, aby nie ignorować „szeptów”, nie zamykać się na drugiego człowieka. Bo w końcu znajdzie się ktoś , kto będzie z nami, a nie tylko obok. I nie ma znaczenia jak wiele mamy lat, bo nawet małe dziecko często nosi w sobie całe pokłady złych doświadczeń i równie mocno boi się miłości.

Siła wynika ze słabości. Z lęków, które mamy do pokonania. Odwaga nie jest brakiem strachu, ale mierzeniem się z obawami. Stawaniem z nimi oko w oko, każdego dnia.

„Mnie nie zraniła miłość. Mnie zranił jej brak.” – uświadomienie sobie tak, wydawałoby się, błahej prawdy spowodowało, że Ida zdołała postawić pierwszy krok w stronę nowego życia. Nowego początku. Swojego. Opartego na jej własnych zasadach. Zaczęła otwierać się na miłość. Zaczęła ją poznawać jak dziecko, które głośnym płaczem dopomina się o uwagę. A czasem wystarczy obecność i czas, aby serce nauczyło się kochać.

Powieść Anny Purowskiej to wspaniała lekcja otwierania się na innych ludzi, zaufania własnej intuicji i zrozumienia, że wszystko zaczyna się od nas. To my kształtujemy swoje życie, to my musimy podejmować decyzje. Każde podporządkowanie się innym prowadzi do cierpienia, bo ogranicza naszą wolność. Nie warto patrzeć na świat oczami innych ludzi. Nawet najbardziej kolorowe okulary nie zabarwią naszego życia na różowo. To my sami musimy je pokolorować.