Osobie, której najtrudniej jest wybaczyć, powinniśmy pozwolić odejść – mawiała Nadzieja. Ale jak – i czy można – pozwolić odejść samemu sobie?

Edyta Lorska, kobieta która „wolała sztywno trzymać lejce swojej egzystencji, w zamian otrzymując poczucie złudnej kontroli i jeszcze bardziej złudnego bezpieczeństwa” dochodzi w swoim życiu do momentu, w którym musi w końcu zmierzyć się z demonami przeszłości. Uświadamia sobie, że ciągłe ukrywanie i zaprzeczanie swoim własnym wyborom prowadzi donikąd. Wie, że musi znaleźć w sobie siłę, aby pozwolić odejść tej Edycie, która tak kurczowo trzyma się przeszłości i nie pozwala pójść naprzód. Musi jej wybaczyć, aby ta przestała obarczać winą siebie i krzywdzić swoich najbliższych.

Wydaje się, że niewiele trzeba, by uciec przed własną tożsamością. Wystarczy zbudować inny dom, wstawić nowe meble, zmienić nazwisko, a jednak w to nowe miejsce zawsze zabieramy ze sobą bagaże starych doświadczeń. Nie tak łatwo się ich pozbyć. One są zawsze obok nas i jakkolwiek szybko byśmy uciekali, zawsze nas dogonią.

Edyta i Seweryn tworzą z pozoru zgrane i zgodne małżeństwo – spełnieni zawodowo, ustawieni materialnie, piękni, młodzi, z perspektywami na przyszłość. Brakuje im tylko potomka, upragnionego dziecka, dla którego mają dom, pieniądze i miejsce w swoich sercach. Tak bardzo go pragną, że nie zauważają momentu, kiedy ich relacja sprowadza się do ciągłego oczekiwania, oskarżania, a potem pocieszania i wybaczania. Do tego dochodzą kłamstwa – te zatajone prawdy, które Lorscy próbują ukryć i o nich zapomnieć.

Są w życiu takie momenty, że człowiek już sam nie wie, gdzie jest i do czego dąży. Miota się jak chorągiewka na wietrze, dumając, czy aby na pewno zrobił wszystko, żeby pójść we właściwą stronę.

Pragnienia – to one doprowadziły bohaterów do momentu, w którym nie wiedzą już czy to, do czego tak usilnie dążą, jest w istocie ważne. Wydaje się, że w pewnym momencie pomylili marzenia z żądaniami. Pragnienie posiadania dziecka skłania ich do popełniania czynów egoistycznych i niemoralnych. Pragnienie zatajenia prawdy oddala ich od siebie i zmusza do udawania i przekonywania samych siebie o słuszności podjętych decyzji. I w końcu pragnienie zapomnienia o przeszłości i wybaczenia samemu sobie powoduje, że zaczynają traktować dziecko jako substytut odkupienia win.

Uśmiech dziecka jest jak tatuaż. Raz zobaczony, wgryza się w naszą duszę jak farba pod skórę i zostaje w niej już na zawsze. Edyta Lorska była cała wytatuowana, chociaż żadnego z tych tatuaży nie poczyniło jej własne dziecko.

Czy Edyta i Seweryn poznają smak bycia rodzicami? Czy zostaną wytatuowani przez uśmiech własnego dziecka? Czy uporządkują swoje pragnienia i poskładają swój podzielony świat? A może do szczęścia nie brakuje im dziecka, a jedynie ciszy i spokoju ducha oraz życia w zgodzie z samym sobą? Jak wiele, lub jak niewiele, człowiek potrzebuje, aby być szczęśliwym. Długa i wyboista jest natomiast droga, która do szczęścia prowadzi. Która z nich okaże się właściwa i jak wiele trzeba będzie dla niej poświęcić? Zapraszam do lektury.